Jak nakręcić film o dobrym człowieku i nie popaść w moralistyczny banał, naiwną idealizację i sentymentalny patos? No cóż, nie jest łatwo. Udaje się rzadko i tylko niektórym. Czasem takim, których byśmy raczej o to nie podejrzewali: Davidowi Lynchowi w „Prostej historii”, Robertowi Zemeckisowi w „Forreście Gumpie”, Clintowi Eastwoodowi w „Gran Torino”, a nawet (mimo wszystko) Ronowi Howardowi w „Człowieku ringu”. Udało się również Yojiemu Yamadzie w „Samuraju zmierzchu”, choć to zupełnie inny film od wymienionej czwórki.
Nie należy dać się zwieść tytułowi! Słowo „samuraj” sugeruje bowiem, że można się spodziewać kolejnej produkcji z gatunku „jidaigeki”, czyli – w pewnym uproszczeniu – japońskiego westernu, gdzie kowbojów zastępują legendarni mistrzowie katany, broń palną – miecze, a ethos rycerski „made in Wild West” – kodeks Bushido. Z kolei „zmierzch” zdaje się obiecywać, że tytułowemu bohaterowi nie grozi deficyt tajemniczości i romantyzmu (choćby nawet nie był wampirem :-)). Zdaje się, ale… nie tym razem. (więcej…)