Zachęcony ostatnim tekstem postanowiłem znów nieco rozszerzyć zakres pojęciowy słowa „recenzja”. Tym razem będzie ona nieskromnie naznaczona kokieteryjnym autotematyzmem i obłudnie krygującym się narcyzmem. Ale może jednak nie za bardzo… 🙂
Tak się składa, że z powodu konieczności życiowych kilka razy w miesiącu muszę wracać do domu późną nocą, a właściwe nad ranem. Samochodem. Walczę wówczas ze zmęczeniem, sennością i ogólnym przytępieniem świadomości. A skądinąd wiadomo, że kierowca powinien być zawsze uważny i skoncentrowany, nawet jeśli podróżuje dobrze oświetlonymi i wyludnionymi nocną porą drogami. Chcąc pobudzić swoje władze umysłowe do większej aktywności, a krew do żywszego krążenia, zmajstrowałem sobie jakiś czas temu muzyczną składankę. Puszczam ją w aucie i muszę powiedzieć, że z bardzo dobrym skutkiem. Nie ma na niej wprawdzie ani Sade, ani Evanescence, o których tu już kiedyś pisałem. Dominuje ostrzejsza, bardziej męska i w ogóle „konkretniejsza“ muza. Choć znalazło się też miejsce na kilka spokojniejszych numerów. Takie moje dźwiękowe espresso. Podwójne. Zresztą sami posłuchajcie… (więcej…)